22.06.2016

Nieco dzienność

Czarny pies w garniturze sika 
pod kościołem, z rynny kapie 
martwe niebo, niecodzienny to
wieczór.

Pani obcasami nie wystukuje
niczego, fleki unoszą się, poduszka
ląduje pod krzesłem.

Alkohol jedzie na rowerze, łańcuch
mu stuka o butelkę, zawór
pod zlewem szuka wody w kolanie,
niecodzienny to obrazek.

Pan pani nie trzyma za rękę, pan
do pani nie podchodzi, głowa
ląduje na poduszce.

Ćmi

Tej pani czerwiec
włosy
rozwiązał
pakt o nieagresji
między nami
zaciśnięte
zęby
w pięściach
obumarłe
światło
ćmy

Mrożenie

Pod grubą taflą zatopieni
wszyscy niechętni
oczy wciąć otwarte biała
ubite
jak muchy u dłoni
wciąż otwarte palce

Paciorkowiec

W moich migdałach zamieszkał
paciorkowiec
ciekawe czy jest niebieski
ciekawe czy się modli
czy chodzi na wybory
zebrania spółdzielni
mieszkaniowej

Czy odpisuje jeden procent
podatku
zdrową żywność i program
telewizyjny
czy w moich migdałach ma akt
zameldowania
i wysyła pocztówki do innych
paciorkowców

Biała reklamówka

Czarna godzina wybiła, zbita
szyba jak droga ucieczki, niczego
nie trzeba odkładać.
Jeszcze nieśmiałe mrugnięcia
spod palców, jeszcze wiatr,
na gałęzi trzepocze biała
reklamówka.

Całujmy się w usta, brzydźmy
poniżej, rozrzucajmy dłonie, zlizujmy
gwoździe ze zdjęć.

Jak ci idzie życie? Dziękuję,
już kończę.

Burza

Nie lubię burzy, uciekam
od okien, nad dachem
krążą pioruny,
węszą mnie we framugach,
przeczesują miejsca
pod drzewami.

Stoi w drzwiach, wypatrzyłem ją
kamieniem w bucie,
otworzę jeszcze pięć razy, nim ona
wyskoczy. Ale wróci
na pewno,

przepijemy tę burzę.

Zęby

Powrót do korzeni, polewanie
się wodą, by nie zwiędnąć,
by nie zapomnieć
żywych odruchów.

Przejście na drugą stronę
zielone
światło ukryte w koronie
zębów pod powieką.

Na dźwięk telefonu cofa się
czas, na nowo
przestawać
być tobą.

Czy tak

Dzień minął, teraz
już tylko noc, żadnych
pytań, ani kawałka
ja

wychylam się nad barierkę
lustra, oczy kłamią
prosto w siebie.

***

Cesarskie cięcia
miłości
Nienawidzę taty
mama mnie znosi
lecz nie chce wysiadywać

Choć to chyba nie

Choć to chyba nie uśmiech,
to szczerzenie zębów, palcem
zatykanie słów.
Nim nadejdzie poranek zamienię
skórę z niedźwiedziem,
w tym mieście nie ma wieżowców.

Na majowych drzewach rosną
zgniłe liście, wznoszą się
grudniowe kolce.
Zębami odrapię wszystkie kamienice
w tym mieście, tak nieprzychylnym
samobójcom.