24.06.2014

Arest in peace

A gdyby tak się stało.
Kupiłem zapalniczkę, świat się skończył,
zerkam za szybę.
Za szybko obrazy, ale nikt się nie gniewa,
podkłada ze świnią pod nogi.

A gdyby tak się stało.
Pierwszy stopień do piekła, a ty
się nie cofaj, żuj trawę, wąchaj kwiaty,
pierz w dłoniach bieliznę.

Kobieta o włosach marki blond,
obrzezane palce, kierowca nocnego tramwaju
mknie po szynkach z cebulą.

Muzeum Porodowe, Święta Bożego Przyrodzenia,
Maryja nie po kolana, a gdyby tak się stało,
a nie leżało?

27.05.2014

Wierszał 1/2

Wśród rozkopanej pierzyny rynku szał
mu się pisze. Tonąc w krzaczastych
brodach wujków, wciąż mu się.
W kieszeniach pochowane półsłówka,
na dłoniach ślady ciężkich chwil
nic-nie-robienia.

Na nagiej podłodze się szał mu wytryska,
swym ciałem gwałtownie z pokojem kopuluje.

I w tej pani, co się na ławce do niej modli
Bóg i mamusi w niebie, i dalekim ojcu.

Szał pod psu z gardła koszulę zachodzi,
łaskocząc młodzieńcze falbanki zarostu;
zawraca koło głowy kudłatego przodka,
osiada na przyrodnim ogolonym tyłku.

Powrót taty

Teraz wypadałoby splunąć. Długo to zajęło,
przepraszam, ale musiałem się jeszcze pokłócić.
Na skróty, na przestrzał polną drogą, pełną gębą,
już nie powiem: kufnia, labalbal, lowelek.

Następny proszę dobry powód, w który wpadnę
przypadkowym przechodniem, rozbiorę na czynniki pierwsze,
pieprzem nastroję głosowe struny.

Wyjdę przejść siebie po wodzie, zeszmacony
historią o zapachu zgniłej ryby.
Raz, dwa, trzy żonkile, tulipany,

gwoździki.

12.05.2014

Wierszał

Przy ulicy Krakowskiej ma miejsce
nasze spotkanie, ktoś śmiał
wydać moją kryjówkę.
Odwracasz się, zaglądasz mi
w nozdrza, prostujesz brwi, podkręcasz
skrzyżowanie tych naszych dróg.

Wzroki przechodniów zawieszamy
na ścianie, przechodzą w przyszłość
(bo pewnie nie dadzą za wygraną).

Gdyby teraz nadszedł wieczór, raczej
usiadłabyś na moim ramieniu,
gdyby wieczór jeszcze
miał coś do powiedzenia.

Przy Krakowskiej swą siedzibę ma psychiatra,
ktoś nadgryzł tabliczkę informacyjną.

19.02.2014

Limeryk o Polakach (cz.1)

Pewien łodzianin czuł się jak w niebie
widząc swój dom w dziwięć-dziewięć-siedem
Sąsiad też to oglądał
porysował mu forda
Bo z zazdrości narobił pod siebie

Małpi Sean

Stoję z dłoni krwawię
a nade mną Sean Connery
w lewym ręku dzierży sztylet

Nie ma żadnego państwa
poza granicami

się powietrze nadęło
zamarło na chwilę
by po chwili

i poza upadkiem poza tymi
luźnymi brzegami ja-ty

celnicy węszą wdechy
wydechy

wdechy

A nade mną Sean Connery

W prawym ręku trzyma głowę
ojca Pio

Brzydkich świętych

Będę pierwszy w grobie,
w życiu niczego nie wygrałem.

Napisałem wiersz, który teraz
może istnieć za mnie,
może na moje konto robić
te wszystkie złe rzeczy,
których nie zdążę się podjąć;
przebiegać ślepe uliczki,
w które nieuważnie nie wejdę.

(Cyganie zza okna pogubili instrumenty 
teraz mają życie za nic)

Nie umrę pod ścianą w cieniu księżyca,

obliżę farbę zaślepioną wschodem.