27.05.2014

Wierszał 1/2

Wśród rozkopanej pierzyny rynku szał
mu się pisze. Tonąc w krzaczastych
brodach wujków, wciąż mu się.
W kieszeniach pochowane półsłówka,
na dłoniach ślady ciężkich chwil
nic-nie-robienia.

Na nagiej podłodze się szał mu wytryska,
swym ciałem gwałtownie z pokojem kopuluje.

I w tej pani, co się na ławce do niej modli
Bóg i mamusi w niebie, i dalekim ojcu.

Szał pod psu z gardła koszulę zachodzi,
łaskocząc młodzieńcze falbanki zarostu;
zawraca koło głowy kudłatego przodka,
osiada na przyrodnim ogolonym tyłku.

Powrót taty

Teraz wypadałoby splunąć. Długo to zajęło,
przepraszam, ale musiałem się jeszcze pokłócić.
Na skróty, na przestrzał polną drogą, pełną gębą,
już nie powiem: kufnia, labalbal, lowelek.

Następny proszę dobry powód, w który wpadnę
przypadkowym przechodniem, rozbiorę na czynniki pierwsze,
pieprzem nastroję głosowe struny.

Wyjdę przejść siebie po wodzie, zeszmacony
historią o zapachu zgniłej ryby.
Raz, dwa, trzy żonkile, tulipany,

gwoździki.

12.05.2014

Wierszał

Przy ulicy Krakowskiej ma miejsce
nasze spotkanie, ktoś śmiał
wydać moją kryjówkę.
Odwracasz się, zaglądasz mi
w nozdrza, prostujesz brwi, podkręcasz
skrzyżowanie tych naszych dróg.

Wzroki przechodniów zawieszamy
na ścianie, przechodzą w przyszłość
(bo pewnie nie dadzą za wygraną).

Gdyby teraz nadszedł wieczór, raczej
usiadłabyś na moim ramieniu,
gdyby wieczór jeszcze
miał coś do powiedzenia.

Przy Krakowskiej swą siedzibę ma psychiatra,
ktoś nadgryzł tabliczkę informacyjną.